Strona:Iliada2.djvu/155

Ta strona została przepisana.

Nie ieden, lecz dwadzieścia tam dzirytów stoi,        257
Które łupem dostałem z bohatyrów Troi.
Dalekich razów moia prawica nie ciska,
Ja na nieprzyiaciela następuię zbliska:
I dlatego, z pobitych odemnie rycerzy,
Mnóstwo mam tarcz, kirysów, przyłbic, dzid, puklerzy.„
A Meryon: „Móy namiot równie wiele liczy,
Zabranéy po Troianach rycerskiéy zdobyczy!
Lecz sobie chcę oszczędzić dalekiego biegu:
Zawsze mię widzą Grecy w naypiérwszym szeregu,
I kiedy srogą w polu Mars rozpocznie sprawę,
Staram się godnie męztwa utrzymywać sławę.
Mogą drudzy nie widzieć, co czynię dzirytem,
Lecz przed tobą przynaymniéy to nie iest ukrytém.„
Na to król: „Masz twoiego męztwa świadka we mnie:
Dowodząc go, czas drogi utracasz daremnie.
W zasadzce się wydaią serca oczywiście,
I w których męztwo włada, i gdzie strach ma wniście.
Boiaźliwy się mieni, cały pełen trwogi,
Kolana pod nim giętkie, niespokoyne nogi:
Smutny, wybladły, śmierci co moment się lęka,
Pierś mu biie gwałtownie, a ząb o ząb szczęka.
Człowiek mężny, iednaką zawsze chowa postać,
Niezmieszany, na mieyscu swoiém umie dostać,
Nayprydzéy stoczyć walkę, ta żądza go pali:
Tam każdy i twą rękę i serce pochwali.