Strona:Iliada2.djvu/156

Ta strona została przepisana.

Piérwszy przywykłeś wpadać na Troiańskie męże,        283
Nigdy ciebie grot z tyłu, zawsze w pierś dosięże.
Ale czas tę rozmowę niepotrzebną skrócić:
Spiesz się, weź oręż w rękę, i staray się wrócić,
Moglibyśmy na słuszną naganę zasłużyć.„
Nie chciał więcéy téy mowy Meryon przedłużyć:
Pobiegł, wziął długą dzidę, cały boiem dyszy,
I wielkiemu wodzowi Kretów towarzyszy.
A iak na woynę idzie Mars ludzi zabóyca,
Przy nim Postrach, syn krwawy okrutnego oyca,
Na widok ich, drżą nawet piérwsze bohatyry:[1]
Proszą ich Flegi, proszą mieszkańcy Efiry,[2]
Aby na nich przychylną poglądali twarzą:
Jednę wspieraią stronę, i zwycięztwem darzą;
Tak do boiu szli, miedzią błyszczącą okryci,
Meryon, Jdomeney, wodze znakomici.
„W któréyże, królu, stronie, Meryon się pyta,
Póydziem okazać siłę naszego dziryta?
Trzebali, byśmy środek, czy prawy bok wsparli?
Czy lewy, gdzie Troianie całą moc wywarli?„
Jdomeney rzekł na to: „Srodek iest bezpieczny,
Są tam rycerze, zdolni dać odpór waleczny:
Są oba Aiaxowie, Teucer strzelec sprawny,
A nawet w boiu wstępnym, z niego rycerz sławny.
Z naywiększą zaiadłością niech tam Hektor wpadnie,
Przełamać ich odwagi, nie potrafi snadnie:

  1.  
    Qualis apud gelidi cum flumina concitus Hebri
    Sanguineus Mavors clipeo increpat, atque furentis
    Bella movens immittit equos, illi æquore aperto
    Ante Nothos Zephyrumque volant; gemit ultima pulsu,
    Thraca pedum circumque atræ Formidinis ora,
    Iræque Insidiæque, dei comitatus, aguntur.

    Ænei: lib: XII. v. 331.

     
    „Jako nad Hebrem, nigdy krwią Mars nienapasły,
    „Biiąc w tarczę przeraża okropnémi hasły;
    „Niesie rzeź, poprzedzony od szalonych koni,
    „Których pęd bystrym biegiem lot wiatrów przegoni:
    „Drży pod kopytem ziemia Traków, przy nim Trwoga,
    „Zaiadłosć i Zasadzki, towarzysze boga.


  2. Flegi i Efirowie, sąsiedzkie ludy Tessalii. Wyſtawia ie Poeta walczące z sobą i wzywaiące pomocy Marsa, a boga woyny chwieiacego się, za którą ſtroną ma się oświadczyć.