Strona:Iliada2.djvu/158

Ta strona została przepisana.

Dway synowie Saturna, zwaśnieni niezgodą,        335
Na klęski, tak straszliwe, oba woyska wiodą.
Jowisz, dla wziętéy z ręki Achilla zdobyczy,
Hektorowi zwycięstwa i Troianom życzy.
Nie iest w jego zamyśle Achiwów ruina,
Lecz Tetydę chce uczcić i Tetydy syna.
Neptun, cicho z pienistéy wykradłszy się wody,
Swą przytomnością Greckie zapalał narody:
Niezmiernie go bolała wielka Greków strata,
I gniewał się niemało na swoiego brata.
Jedna w nich krew, lecz Jowisz piérwéy się urodził,
I wiele brata swego mądrością przechodził.
Stąd nie śmiał on Achiwom pomagać otwarcie,
Ale, wziąwszy śmiertelną twarz, dawał im wsparcie.
Bogów ręką niezgody łańcuch rozciągniony,
Obie wkoło otaczał, obie plątał strony:
Żadna go moc nie starga, żadna nie rozprzęże,
On i wtenczas na ziemię liczne zwalał męże.
Zachęcaiąc Achiwów i ręką i głosem,
Staie, okryty siwym Jdomeney włosem.
Uciekaią Troianie: król piérwszy na czele
Otryoneia, z Traków krain, trupem ściele.
Ten chciał poiąć Kassandrę, i żeby oszczędzić
Zwykłych darów, obiecał Achiwów odpędzić:
Przez niego miały Greckie starte bydź narody.
Przystał Pryam, on walczył dla pięknéy nagrody.