Strona:Iliada2.djvu/187

Ta strona została przepisana.
ILIADA.
XIĘGA XIV.

Nestor ieszcze w namiocie pragnienie uśmierza,
Gdy go w uszy straszliwy krzyk mężów uderza:
„Ach! Machaonie! rzecze, iakież nasze losy!
Coraz większe się w polu rozlegaią głosy:
Ty piy tymczasem wino, póki Hekameda,
Na obmycie twéy rany, łaźni ciepłéy nie da;
Ja wybiegnę, bym widział i stan woiowników,
I co iest za przyczyna tych strasznych okrzyków.„
Rzekł i zaraz się starzec uzbraiać poczyna,
Swiecący bierze puklerz Trazymeda syna,
Który z oycowską tarczą w polu się potyka:[1]
W rękach Nestora błyszczy nieprzełomna pika.
Wychodzi: iak mu widok smutny w oczach stanie!
Tych zbili, drugich pędzą zażarci Troianie,
Nawet iuż przełamany widzi mur warowny.
Jako, gdy wkrótce powstać ma wicher gwałtowny,
Czuiący falę, wody Ocean zamroczy,
Ale dopóty czarnych bałwanów nie toczy,
Póki silny wiatr w pewną stronę nie zawieie;
Tak się w swych myślach starzec zawieszony chwieie:
Czy ma się rzucić w pośród pierzchaiącéy rzeszy,
Czy też raczéy do króla narodów pośpieszy.

  1. Na mocy zbroi wiele polegali bohatyrowie. Takowa ieszcze zbroia niemało im zaszczytu przydawała. Z tego mieysca pokazuie się nadto, że było w zwyczaiu zamieniać zbroię.