Strona:Iliada2.djvu/188

Ta strona została przepisana.

Przemogła myśl ostatnia. Idzie, a tymczasem        23
Rozpoczęta trwa walka z niezmiernym hałasem,
Szczęk mieczów, broni trwożą przeraźliwe błyski,
Tłukąc się wzaiem, ięczą miedziane pociski.
Atryd, Jtak, Dyomed, ranne w polu wodze,
Wyszły z naw, i z Nestorem schodzą się na drodze.
Zdala od boiowiska ich okręty stały,
Często bite od morza pienistemi wały.
Te, co wprzód doszły lądu, wyciągniono z wody,
I murem zasłoniono od wszelkiéy przygody.
Lecz wszystkim naywiększego mieysca ieszcze mało,
Aby się więc gdzie woysko rozpościerać miało,
Nakształt szczeblów, oparte są iedne o drugie,
I wpośród gór wąwozy napełniaią długie.
Wyszli, żeby się rzeczy przypatrzyli zbliska,
Idą wsparci na dzidach, smutek serca ściska:
Widok Nestora bardziéy ieszcze ich zatrwożył.
„Ty, w którym naród Greków nadzieię położył,
Król Micen rzekł, ty chwało i podporo ludu,
Po co idziesz, męzkiego zaniechawszy trudu?
Lękam się, by nas Hektor zaiadły nie zgubił,
Jak na radzie Troiańskiéy dumnie z tém się chlubił,
Że nie wprzódy do pysznych wróci Troi grodów,
Aż po zniszczeniu floty i Greckich narodów.
Tak groził: nie iesteśmy od zguby dalecy.
O! bogi nieśmiertelne! czyliż wszyscy Grecy,