Strona:Iliada2.djvu/189

Ta strona została przepisana.

Tak są na mnie zawzięci, iak Pelid zjątrzony,        49
I nie chcą walczyć dla swych okrętów obrony?„
„Nieszczęście, Nestor mówi, ściska nas do koła,
Jowisz, z piorunem w ręku, wybawić nie zdoła.[1]
Warownia i okrętów i Greckiéy młodzieży,
Z tak wielką dźwignion pracą, mur zwalony leży.
Zaiadły nieprzyiaciel bóy przy nawach toczy,
Nabystrzeysze rozeznać nie potrafią oczy,
Z któréy strony Achayskie walczą woiowniki,
W takim zmęcie rzeź, w takiem pomieszaniu krzyki.
Naradźmy się atoli, co czynić wypada,
Może nam ieszcze natchnie iaki sposób rada.
Was nie wzywam do boiu: rzecz byłaby próżna:
Bo iak jesteście, w stanie tym walczyć nie można.„
A król: „Co! przy namiotach iuż wrze bóy gwałtowny!
Ani nas rów zasłonił, ani mur warowny!
Dzieło, nad którem tyle potuśmy wyleli,
Żebyśmy w niém zasłonę woyska i naw mieli!
Trudno wątpić, że taka Jowisza iest wola,
By Grecy sprośnie trupem te zalegli pola.
Był czas, gdy tryumfami wieńczył nasze boie,
Dzisiay do nieprzyiaciół przeniósł względy swoie:
Ku nim zwycięztwo, szczęście, chwała obrócona,
Nasze ostudza serca, krępuie ramiona.
Słuchaycie, ia wam powiem, co czynić w téy porze:
Okrety bliskie brzegów, ściągniymy na morze,

  1. Nestor upada na umyśle. Trzeba było człowieka takiego, iak Ulisses, roſtropnego, mężnego i w mocy wieku, aby podnieść umysł Agamemnona.