Strona:Iliada2.djvu/196

Ta strona została przepisana.

Przyszła do Lemnu, cnego Toasa siedliska:        231
Szuka Snu, brata Smierci, za ręce go ściska,
I słodkim go wyrazem głaszcze niebios pani:
„Snie! któremu bogowie i ludzie poddani,
Jużeś mi raz w mych prośbach dał pomoc skuteczną,
Day ią teraz, a wdzięczność mam dla ciebie wieczną.
Gdy Jowisz w słodkim znoiu napieści się ze mną,
Ty spuść mu ociężałość na oczy przyiemną:
Uśpiy go: masz w nagrodę krzesło wiecznie trwałe,
Wulkana, syna mego, dzieło doskonałe:
W niém on okaże wszystkie cuda swéy roboty,
I ieszcze, dla podparcia, da podnóżek złoty.„
Na to Sen: „O! bogini, pierwsza w bogiń rzędzie,
Wszystkich mi uśpić bogów rzecz nietrudna będzie,
I sam Ocean, groźne miotaiący wały,
Od którego pochodzi ród niebianów cały.
Ale uśpić Jowisza, ieśli sam nie każe,
A nawet się do niego zbliżyć nie odważę.
Pamiętam, żem przez ciebie iuż ledwie nie zginął.
Gdy do domu, zburzywszy Troię, Herkul płynął,
Oko Jowisza memi uiąłem ponęty.
Tyś wtedy gniew na syna wywarła zawzięty,
Wiatry, któreś wysłała, srogie burze wzniosły:
Ledwie rycerz słabemi do Kos przybył wiosły,
Oddalon od przyiaciół i oyczystych progów.
Jak ciężko Jowisz za to gniewał się na bogów!