Strona:Iliada2.djvu/228

Ta strona została przepisana.

Tuż legli Eneasza zwycięzkiém żelazem,        335
Medon, syn Oileia, z godnym chwały Jazem:
Więc iedna krew w Medonie, i w Aiaxie płynie,
Lecz zdala od swych mieszkał w Filackiéy krainie,
Bo nieszczęśliwym zgładził przypadkiem ze świata,
Żony Oileiowéy, swéy macochy brata:
Jazus zaś Ateńczykom przewodniczył w polu,
Cny Jazus, twóy syn Sfelu, a twóy wnuk Bukolu.
Echy, na czele walcząc, legł z Polita dłoni,
Mecystey z Polidama, z Agenora Kloni:
Deiocha, gdy w ucieczce z piérwszemi się śpieszył,
Postrzelił w ramie Parys, i piersi mu przeszył.
Gdy się zwycięzcy bawią nad krwawemi łupy,
Uciekaią w nieładzie drżące Greków kupy:
Hektor swoich zachęca, wielkim głosem krzyczy,
By prosto szli na flotę, niechciwi zdobyczy:
„A kto mi kolwiek od naw na stronę odbiegnie,[1]
W tymże zaraz momencie z moiéy ręki legnie:
Ni go bracia, ni siostry nie uczczą pogrzebem,
Ale go psy w kawały rozszarpią pod niebem.
Rzekł, i ogniste biczem rumaki zacina,
Do śmiałego natarcia roty upomina:
Zwracaią wszyscy konie, z groźnemi okrzyki,
Przodkiem Apollo mężne wiedzie boiowniki,
Zarzuca rów, okopy zwala iego noga:
Wnet się dla nich zrobiła tak szeroka droga,

  1. Ten nagły zwrot napomnienia Hektora do woyska, wielki zapał okazuie, i tém mocnieysze czyni wrażenie. Longinowi ta byſtrość w przeyściu tak się podobała, że ią między naypięknieyszemi mieyscami Homera umieścił.