Strona:Iliada2.djvu/230

Ta strona została przepisana.

Pędzą ku nawom konie śmiałe woiowniki:        387
Troianie z wozów długie wyciągnęli piki,
Grecy z okrętów drągi wzięli na odparcie,
Kute miedzią, w ogniowym ustalone harcie.
Gdy się bóy zdala od naw przy murze wysila,
Patrokl siedział w namiocie cnego Eurypila:
Miłemi w nim tęsknotę rozmowami słodził,
A plastrem bole rany glębokiéy łagodził.
Lecz widząc, że Troiany przez mur się waliły.
Że Grecy uciekaią bezładu, bez siły,
Jęczy, biie się w biodra, łza mu gęsta ciecze,
I tak do przyiaciela z ciężkiém łkaniem rzecze:
„Mimo twey rany, dłużéy nie mogę bydź z tobą,
Wkrótce się Grek ostatnią okryie żałobą:
Niech ci pomoc potrzebną wierny sługa niesie,
Ja biegnę, chęć do boiu wzbudzić w Achillesie.[1]
Któż wie, czy go nie skłonię za pomocą boga?
Mocna iest, z ust przyiaźni idąca przestroga.„
Rzekł, i opuścił namiot Patrokl rozpłakany:
Tymczasem Grecy dzielnie wstrzymuią Troiany,
Lecz ni ci zdolni, lubo mnieysze odbić roty,
Ni ci Greków przełamać, i wpaśdź im w namioty.
A iak płytkim toporem cieśla zręcznie włada,
Którego sztuki sama uczyła Pallada,
I za sznura kres ostréy nie zapuści stali;
Tak ci w równi zupełney bóy utrzymywali.

  1. Zatrzymanie Patrokla w namiocie Eurypila, ieſt nowym dowodem zręczności i gieniiuszu Homera. Patrokl własnémi widzi oczyma nieszczęścia Greków, a nieczynność Achillesa, w tém samém ddaleniu przyiaciela, wymówkę znayduie.