Od téy chwili przedsięwziął Troian szczęście skrócić, 595
I zwycięztwo na stronę Achiwów obrócić.
W tym zamyśle Hektora sam pchał na okręty,
Lubo iuż dosyć własnym zapałem był pchnięty.
Straszny iak Mars, gdy zbóyczą dzidę chwyci ręką,
Albo ogień, gdy lasy zjadłą żrze paszczęką,
Wścieczony lata Hektor, gęba pianę toczy,
Zapalone pod groźną brwią iskrzą się oczy,
Niezmordowana robi oszczepem prawica,
A podskakuiąc, skronie tłucze mu przyłbica.
Bo mu sam z wysokości Jowisz przewodniczył,
Jemu w téy walce chwały nayświetnieyszéy życzył:
Już bowiem ten ślachetny oyczyzny obrońca,
Zbliżał się nieszczęśliwie do dni swoich końca:
Przyśpieszała tę chwilę okrutna Pallada,
Gdy mu Achilles w piersi raz śmiertelny zada.
Chcąc złamać Greków, ciosy tam obraca swoie,
Gdzie naydzielnieysze męże i naytęższe zbroie:
Lecz nadaremnie wszystkie swe siły wywiera,
Niewzruszony, iak wieża, zastęp go odpiera.
Tak kiedy szturm przypuszczą do nadbrzeżnéy skały,
I wiatry rozhukane, i spienione wały,
Ona ich gniew silnemi wstrzymuie ramiony.[1]
Widząc, że Grek na mieyscu stoi niewzruszony,
Odpór ten bardziéy ieszcze Hektora rozjadą,
Zbiera ostatnie siły, i w środek ich wpada.
- ↑
Ille, velut pelago rupes immota resistit;
Ut pelagi rupes magno veniente fragore:
Quæ se se, multis circum latrantibus undis,
Mole tenet: scopuli nequiquam et spumea circum
Saxa fremunt; laterique inlisa refunditur alga.Æneid: Libr: VII. v. 586.
„On, iak skała nadmorska, niewzruszony stoi,
„Jak skała, która żadnych szturmów się nie boi,
„Biią w nię wody, ięczy oblana od piany,
„Lecz trzyma się ciężarem, i groźne bałwany
„Próżno w twardy bok tłukąc, spływaią na morze.