Strona:Iliada2.djvu/271

Ta strona została przepisana.

Wspieraiąc towarzyszów, nie oszczędzał siebie.        517
Więc wzywa boga łuku w tak ciężkiéy potrzebie.
„Czy w Licyi, czy w Troi mieszkasz, wielki boże!
Wszak głos nieszczęśliwego wszędzie cię dóyśdź może,
Ulituy się dziś moiey okrutney niedoli,
Rana ciężka mię trapi, ramie srodze boli,
Krew płynie, i nie władam odrętwiałą dłonią,
Nie mogę dzidy chwycić, ani walczyć bronią;
Tu śmierć naydzielnieyszego wzięła towarzysza,
Nie ma żadnéy pomocy od oyca Jowisza.
Ty więc ból uśmierz, wley mi siły, ulecz ranę,
Day, niech mężnie na czele dzielnych Lików stanę,
Bym przyiaciela mego drogich zwłok obronił„
Rzekł: Feb do iego prośby łaskawie się skłonił:
Tamuie krew płynącą, boleści uśmierza,
I wielką siłą piersi napełnia rycerza.
Gdy tak miłą odmianę w sobie Glauk obaczył,
Cieszył się, że go prędko bóg wysłuchać raczył.
Zagrzał Lików do walki o ich króla zwłoki.
Potém Troian szybkiemi obiegaiąc kroki,
Wołał na Polidama, wzywał Agenora,
Mężnego Eneasza, wielkiego Hektora,
Na którym świetna z miedzi błyszczała paiża:
Do niego się z takiemi słowami przybliża.
„Hektorze! tyś nietknięty sprzymierzeńców stratą:
Oni rzuciwszy krewnych i ziemię bogatą,