Strona:Iliada2.djvu/273

Ta strona została przepisana.

Troianie, Mirmidony, Likowie, Achiwy,        569
Przy trupie Sarpedona, zwiedli bóy straszliwy.
Krzyk napełnia powietrze i orężów brzmienie,
Od Jowisza ponure rozciągnięte cienie,
Nim wezmą iego syna, wiele ludzi stracą,
I ten zaszczyt zwycięzcom z ciężką przyydzie pracą.
Piérwsi Achiwów z mieysca ruszyli Troianie.
Wtedy mąż z Mirmidonów, uporne spotkanie,
Epigey, syn Agakla, swym zgonem przypłacił.
Niegdyś w Budzie panował, ale berło stracił.
Bo gdy życie iednemu z krewnych swych odebrał,
Schronienia u Peleia i Tetydy żebrał,
Oni go z Achillesem wysłali pod Troię.
Gdy do zwłok Sarpedona ściągał rękę swoię,
Hektor go zwalił głazem: miedź żałośnie iękła,
A głowa mu w przyłbicy na dwie części pękła.
Bez życia rycerz trupem na trupie upada.
Śmierć towarzysza strasznie Patrokla rozjada,
W piérwszym rzędzie na Troian uderza orszaki.
A iak bystrze sęp ściga kawki, albo szpaki;
Tak ty, mszcząc się iednego z twoich woiowników,
Uderzyłeś, Patroklu, na Troian i Lików.
Stenelay, Jtemena syn, obalon głazem,
Drogie utracił życie pod okrutnym razem.
Cofaią się Troianie, i Hektor nie czeka.
A iak daleko leci grot z ręki człowieka,