Strona:Iliada2.djvu/280

Ta strona została przepisana.

Prawdziwie Troia nurków doskonałych liczy.„[1]        751
To powiedziawszy, leci do swoiéy zdobyczy.
A iako lew rozżarty na obory wpada,
Niszczy ie, aż kto w piersi cios mu srogi zada,
Natenczas własną zgubion odwagą polegnie;
Tak też do Cebryona ciała Patrokl biegnie.
Hektor wyskoczył z wozu. Jak się żrą i ranią,
Dwa lwy na górach walcząc o zabitą łanią,
Oba zarówno mocni, oba równo głodni;
Tak dway bohatyrowie, z sobą walczyć godni,
Patrokl i Hektor, wielki bóy zaczęli toczyć,
Jeden w drugiego ciele chciwi oszczep zbroczyć.
Hektor za głowę chwycił, i łup trzymał drogi,
Z drugiéy zaś strony Patrokl ciągnął go za nogi:
A woyska swey upornie doświadczały mocy.
Jak wiatry, ten z południa, a drugi z północy,
Walczą, kto z nich obalić ma przylegle lasy,
Dęby i buki ięczą z strasznemi hałasy,
Długie się zawadzaiąc gałęzie szeleszczą,
Łamiąc się drzewa z hukiem przeraźliwym trzeszczą:
Tak między niemi walka uporczywa wszczęta,
I o zgubney ucieczce nikt z nich nie pamięta.
Dzidy ziemię okryły, krwawe niosąc razy,
I strzały z żył puszczane, i ogromne głazy,
Tarcze na piersiach mężów uderzaiąc z trzaskiem:
A członki Cebryona, obsypane piaskiem,

  1. Żart zimny, i wcale nie w guście naszego wieku.