Strona:Iliada2.djvu/314

Ta strona została przepisana.

„Ty! który hufcom naszym przywodzisz twą dzidą,        491
Nieśmiertelne Achilla konie w pole idą,
Pędzi ie słabszych mężów nierozsądny zapał.
Gdybyś mi chciał dopomóc, pewniebym ie złapał.
Niech Mars naybardziéy ludzi tych piersiami władnie,
Gdy nas uyrzą, niedługo śmiałość ich odpadnie.„
Wraz Eneasza serce myśl taż sama chwyci.
Idą oba, twardemi tarczami okryci,
Których obwód umacnia miedź, ze skórą byczą.
Ten czyn podzielić z niemi dway rycerze życzą,
Chromi i piękny Aret: obu zamysł taki,
Zabić dwóch powoźników i zabrać rumaki.
Głupi! nie wrócą: ieden ziemię krwią zabroczy.
Automedon podniosłszy do Jowisza oczy,
Wzywa wsparcia i zapał poczuwa niezmierny.
„Bądź, rzecze, z końmi blisko, przyiacielu wierny:
Niech nad ramieniem czuię gorące ich tchnięcie.
Niełatwo Hektor swoie rzuci przedsięwzięcie:
Póty będzie Marsowey kosztował roskoszy,
Aż lub nas obu zwali, Achiwów rozproszy,
I na boskie rumaki Achillesa wsiędzie;
Albo, pchnięty oszczepem, w piérwszym padnie rzędzie.„
Przednieyszych więc rycerzów przyzywa na wsparcie:
„Aiaxowie! i królu panuiący Sparcie!
Innym zaleccie mężom, by śmiałemi kroki
Obstąpiwszy, Patrokla zasłaniali zwłoki;