Strona:Iliada2.djvu/315

Ta strona została przepisana.

Nas żywych niech wasz oręż od zgonu ocali,        517
Oto się na nas, boiu cały ciężar wali,
Eneasz, Hektor, idą z wyborem młodzieży.
Ale od woli bogów zwycięztwo zależy:
Ja rzucam dzidę, resztą będzie Jowisz rządził.„
Wymierzył silny pocisk i celu nie zbłądził,
Trafił w tarczę Areta: miedź iéy nie wstrzymała,
Przeszła ią dzida, przez pas do wnętrza dostała.
Jak, uzbroion siekierą płytką, wieśniak młody,
Zabiiaiąc buhaia, wodza leśney trzody,
Kiedy mu cios ogromny między rogi zada,
On podskoczywszy w górę, na ziemię upada;
Tak ten skoczył i upadł wpośród boiowiska,
A grot, we wnętrzu drgaiąc, duszę mu wyciska.
Hektor Automedona obalić się silił,
Ale ten, raz postrzegłszy, zręcznie się nachylił:
Nad ramieniem świsnąwszy dzida w grunt się wbiła,
Tam drgała, aż iéy wreście umorzona siła.
Jużby na miecze poszli rycerze zaiadli,
Gdyby dway Aiaxowie byli nie przypadli,
Przywołani swoiego towarzysza głosem.
Nie chcąc dlużéy z wątpliwym potykać się losem,
Eneasz, Hektor, Chromi, nazad się cofali.
Aret leży, od plytkiéy przewiercony stali.
Automedon, Mars prędzéy skoczyćby nie zdołał,
Przybiegł i odarł zbroię, i chlubnie zawołał: