Strona:Iliada2.djvu/337

Ta strona została przepisana.

Mimo pracy rycerzy, ieszcze nie zostało        153
Bezpieczne od obelgi zabitego ciało:
Już piechoty, iuż iazdy orszak ie okrążył,
I Hektor, co iak pożar, zapalony dążył.
Trzykroć, chcąc zostać panem tak drogiéy zdobyczy,
Chwyta za nogi trupa, i na Troian krzyczy;
Trzykroć Aiaxy, w męzką przyodziani śmiałość,
Odparli natarczywą Hektora zuchwałość:
On rozżarty iuż na nich z nowa mocą godzi,
Już stoiąc na swych woła, ale nie uchodzi.
Jak pasterz, pilnuiący trzód na buyney paszy,
Głodnego lwa od bydła niełatwo odstraszy;
Tak Aiaxy, choć groźni męztwem, bronią srogą,
Zaiadłego Hektora zatrwożyć nie mogą.
I byłby wyrwał trupa, wieczną zyskał chwałę;
Gdy Juno, chcąc odwrócić tak wielką zakałę,
Taiemnie przed Jowiszem i bez wiedzy bogów,
Szybką Jrydę zsyła z górnych nieba progów.
Zbliżywszy się posłanka, tak rycerza budzi.
„Wstań, Pelidzie! ze wszystkich naystrasznieyszy ludzi,
Day pomoc Patroklowi: dla niego bóy krwawy,
Obiedwie toczą strony przed samemi nawy,
Mnóstwo rycerzy ginie, okrutna rzeź wzrasta,
Ci chcą ocalić trupa, ci porwać do miasta:
Naybardziéy biie Hektor: bo sobie uradził,
Aby mu odciął głowę, i na pal ią wsadził.