Strona:Iliada2.djvu/341

Ta strona została przepisana.

„Uważcie, przyiaciele, rzekł radca wsławiony,        257
Jakéy się dzisiay chwycić powinniśmy strony:
Ja radzę, by do miasta powrotu nie zwlekać,
I przy flocie, od murów zdala, dnia nie czekać.
Póki przeciw królowi gniew tym rządził mężem,
Mogliśmy Greckim śmiało pogardzać orężem:
Ja sam trawiłem chwile w rycerskich noclegach,
W nadziei, że ich flotę zniszczym na tych brzegach:
Ale mię wielkim strachem Achilles przenika.
Taka w nim zapalczywość, taka śmiałość dzika,
Że swych nie ograniczy w polu zgubnych ciosów,
Gdzie ludy różnych woyny doświadczaią losów:
O żony nasze walczyć będzie i o Troię.
Chrońmy się w mury: stwierdzi wnet czas radę moię.
Teraz go noc i słodkie więzi spoczywanie:
Lecz gdy nas iutro zbroyny w tém mieyscu zastanie,
Trudno będzie odwadze iego się obronić.
Szczęśliwy! kto do murów potrafi się schronić!
Mnóstwo Troian zrzeć będą psy i sępy sprośne.
Ach! bogowie! odwróćcie rzeczy tak żałosne!
Gdy do mey, choć ze smutkiem, schylicie się rady;
Zebrani, dalsze woyny roztrząśniem układy,
Miasto mury zasłonią i wieże ogromne,
I szańce nieprzebyte i bramy niezłomne.
Rano z jutrzenką zbroyni na okopach stoiem.
Niech ten mąż natrze na nas naywściekleyszym boiem,