Strona:Iliada2.djvu/351

Ta strona została przepisana.

Jedni ie na łup dzikim skazuią zapałem,        515
Drudzy bogactwa iego chcą wziąć równym działem.
Lecz niestrwożeni knuią zasadzki mieszkance,
Niewiasty, dzieci, starce, osiadaią szańce,
Do skrytéy zaś wyprawy gotuią się młodzi.
Mars im srogi i można Pallada przywodzi,
Oba złote, w odzieży złotéy, w złotéy zbroi,
Wzrostem, kształtem celuią, iak bogom przystoi.
Przyszedłszy tam, gdzie zrobić zasadzkę wypada,
Gdzie się nieprzyiacielskie napawały stada,
Skrycie pochyłe rzeki zasiadaią brzegi:
Dwa zaś wybrane od nich na pagórku śpiegi,
Czekaią, aż się zbliżą i owce i woły.
Nie myśląc o nieszczęściu, trzody stróż wesoły,
Idzie, na fletni nucąc pieśni rozmaite.
Za danym znakiem męże wypadły ukryte,
Krzyk ostry naukoło i postrach się szerzy,
Biorą trzody, krew leią niewinnych pasterzy.
Głos boiu gdy rycerze radzący usłyszą,
Wsiadaią na swe wozy, piersi zemstą dyszą.
Lecą na bystrych koniach, aż w niedługiéy chwili,
Nieprzyiaciół, pędzących zdobycz, dogonili.
Wszczyna się bóy nad rzeką: tamci walczą stale,
Obie rażą się strony w okrutnym zapale:
W pośrodku ich Niezgoda, Zgiełk, Śmierć, Wyrok srogi,
Tych rannych, lecz dyszących, porywa za nogi,