Strona:Iliada2.djvu/367

Ta strona została przepisana.

Ostatni Agamemnon, król mężów przychodzi,[1]        49
Równie ranny: bo kiedy na czele swéy młodzi,
Rzeź pomiędzy zastępy Troiańskiemi szerzył,
Koon, syn Antenora, włócznią go uderzł.
Już są wszyscy, milczenie wszystkim wargi ścina,
Gdy powstawszy Achilles, tak mówić zaczyna:
„Królu! przez brankę serce w nas się rozjątrzyło.
Jakby lepiéy i dla mnie i dla ciebie było,
Kiedy z niéy nas podzielił gniew nieubłagany,
By, po wzięciu Lirnessu, legła z rąk Dyany.[2]
Nie okryłyby ziemi tylu Greków ciała,
Przez czas, gdy w sercu moiém zapalczywość trwała,
Troia i Hektor z naszéy korzystał niechęci:
Ach! długo nam iéy skutki nie wyydą z pamięci!
Choć z bólem, co się stało, odrzućmy od siebie,
Uśmierzmy nasze czucia, ulężmy potrzebie.
Ja gniew móy przezwyciężam, anim się nauczył
Téy sztuki, żebym wieczny upór w piersiach tuczył.
Zagrzey Greków, Achilles im staie na czele:
Doświadczymy niedługo, czy nieprzyiaciele
Będą śmieli okręty cały dzień oblegać.
O! kto z nich przed mą włócznią zdoła się wybiegać,
Jakże będzie winszował sobie, gdy nareście,
Znaydzie swe bezpieczeństwo i spokoyność w mieście.„
Rzekł, lud krzyknął: we wszystkich radość i nadzieia,
Że z serca gniewy złożył wielki syn Peleia.

  1. Choć poeta ranę Agamemnona daie za przyczynę tego opóźnienia, można ieszcze domyślić się drugiéy, a tą iest wstyd i pomieszanie.
  2. Achilles, lubo tak przywiązany do Bryzeidy, wolałby, żeby raczéy była zginęła, niż żeby z jéy przyczyny tak smutne wyniknęły skutki. Był on więcéy czułym przyiacielem, niż kochankiem. Dawni względem niewiast, a osobliwie względem bra-nek, despotycznie postępowali. Wzgarda dla niewiast, mówi Robertson w swoiéy Historyi Amerykańskiey, iest cechą charakterystyczną dzikich ludzi na całym okręgu ziemi. Człowiek całą swoię wartość zasadzaiący na sile i odwadze, patrzy na niewiastę, iak na niższe od siebie stworzenie, i nie ma dla niéy żadnego względu.