Strona:Iliada3.djvu/020

Ta strona została przepisana.

Tak wielkiego Achilla niesie zapał męzki,        179
Aby starł z Eneaszem swóy oręż zwycięzki.
Gdy zaś iuż mieli z sobą rozpocząć bóy srogi,
Do przeciwnika mówi Pelid prędkonogi.[1]
„Co ty rokować sobie możesz stąd rozumnie,
Że twe hufce rzuciwszy, śmiało bieżysz ku mnie?
Czyli wyszedłeś taką nadzieią zagrzany,
Abyś berło Pryama obiął nad Troiany?
Ale, choćbyś mię zabił, czyż z tego powodu,
Odda ci państwo Pryam, z krzywdą swego rodu?
Ma on synów, i krzepka w nim ieszcze siwizna.
Czy ci przyobiecana iaka niwa żyzna,
Równie zdatna do pługa, iako do winnicy.
Jeżeli trupem z twoiéy polegnę prawicy?
Lecz wątpię, żebyś takiéy palmy się doczekał:
I podobnoś iuż przed mym oszczepem uciekał.
Czyliś zapomniał, kiedy samego u trzody
Napadłszy, z góry Jdy ścigałem w zawody?
Nie rzuciłeś w tył okiem, uciekałeś zbladły
Do Lirnessu, którego wkrótce mury padły.
Z Jowiszem i Palladą iam to miasto zwalił,
Wziąłem prześliczne branki: ciebie bóg ocalił.
Dziś sobie, że cię zbawi, pochlebiasz daremnie:
Twoiém zuchwalstwem gniewu nie pomnażay we mnie.
Ustąp się z oczu moich, i ukryy się w kupie:
Kto widzi błąd po szkodzie, widzi bardzo głupie.„

  1. W tém mieyscu zadrzymał Homer, wystawuiąc Achillesa i Eneasza tak długo z sobą rozmawiaiacych.