Strona:Iliada3.djvu/043

Ta strona została przepisana.

(Bo młodzian całą zbroię porzucił na brzegu;        49
A z trudnością wyrwany z bystrego wód biegu,
Mdłym się porusza krokiem, pot obfity ciecze,)
Rozgniewany, rozjadły, sam w sobie tak rzecze:
„Jakież uderza oczy moie widowisko?
Już Troian i piekielne nie wstrzyma siedlisko!
Nie uwiężą pobitych Plutonowe ściany.
Ten od śmierci ocalon, w Lemnie zaprzedany.
Wrócił, głębokie morza przeskoczywszy wody,
Którego ludziom tylu nieprzestępne brody.
Ale go wnet żelazny ten oszczep doścignie,
Obaczym, ieśli z czarnych otchłani się dźwignie:
Czyli też zaśnie w ziemi, gdy ducha wyzionie,
W ziemi, co naysilnieyszych w swoiém więzi łonie.„
Gdy Pelid, stoiąc w mieyscu, ten zamysł układa,
Troianin, by uyśdź zgonu, zlękły do nóg pada.
Już straszny oszczep w ręce bohatyra błysnął,
Likaon padł, rękami za kolana ścisnął:
Otarł się grot o plecy, lecz krwi się nie napił.
Młodzieniec go pokornie za nogi obłapił:
Ręką iedną kolana, drugą oszczep trzyma,
I żebrze z łez kroplistych pełnemi oczyma.
„Zmiłuy się Achillesie! nie bądź na mnie mściwy,
Niechay u ciebie znaydzie litość nieszczęśliwy:
Pamiętay, że u stołu twoiego chleb iadłem,
Wówczas, kiedy na polu w ręce twoie wpadłem.