Strona:Iliada3.djvu/044

Ta strona została przepisana.

Uwiozłszy mię od oyca, od przyiaciół, w Lemnie        75
Piękny okup stu wołów zarobiłeś zemnie.
Dzisiay trzykroć tak wielkiéy bądź pewny nagrody.
Biedny ia! ucierpiawszy rozliczne przgody,
Dwunasta iest iutrzenka, iak uyrzałem Troię:
Lecz mię znowu oddaie wyrok w rękę twoię!
W nienawiści Jowisza mych nieszczęść przyczyna:
Jak nędznego powiła Laotoe syna,
Któréy podeszły oyciec Lelegów krainie
W Pedazie rozkazywał, gdzie Satniion płynie!
Altesa córa, z licznych żon Pryama iedna,
Dwóch nas wydała na świat synów matka biedna:
Oba zginiem z twéy ręki: iuż zaszczyt młodzieży,
Polidor, twym oszczepem dościgniony, leży.
Teraz móy zgon się zbliża: bo cóż mi zostaie,
Gdy mię znowu bóg srogi w twe ręce oddaie!
Nie zabiiay mię! słuchay: niech cię to złagodzi,
Że nie iedna mię matka i Hektora rodzi:[1]
Z jego ręki, nie z moiéy, twóy przyiaciel zginał,
Co razem i ludzkością i odwagą słynął.„
Tak wisząc u nóg, czułe rozwodzi swe żale,
Gdy Pelid niewzruszony zawołał w zapale:
„Głupi! milcz z twym okupem, i skróć próżne słowa:
Póki mego Patrokla cała była głowa,
Oszczędzałem Troianów chętnie, i nie iedni,
Stratą saméy wolności ocalili swe dni.[2]

  1. Widział Likaon w twarzy Achillesa niecierpliwość: użył więc tego wyrazu, aby próśb iego do końca chciał wysłuchać. Inna mnie, mówi, matka na świat wydała, nie ta z któréy się urodził Hektor. Obrót bardzo zręczny, iako i pochwała Patrokla z męztwa i ludzkości.
  2. Nie zawsze więc Achilles był tak dzikim. Żałuiemy Likaona, godnego litości i dla młodego wieku i dla nieszczęść, których doświadczył. Ale Achilles zagniewany o śmierć Patrokla, nikomu przebaczać nie chce.