Strona:Iliada3.djvu/048

Ta strona została przepisana.

Wyszły całe ielita, i ostatnie tchnienie,        179
A w oczach noc mu wieczne rozpostarła cienie.
Przybiegł zwycięzca, nogą na piersi nstąpił,
Odarł zbroię, i chlubnych wyrazów nie skąpił.
„Leż tutay! choć się z rzeki szczycisz urodzeniem,
Niebezpieczno ci walczyć z Jowisza plemieniem.
Chlubnie mi wspominałeś Axyusza dziada:
Móy ród idzie od boga, co piorunem włada.
Oyciec móy Peley, który rządzi Mirmidony,
Syn Eaka, zaś Eak z Jowisza zrodzony.
Jak on wyższy nad rzeki, które dzielą ziemię,
Tak ród iego nierównie przechodzi rzek plemię.
Oto bystrego Xantu niedalekie łoże:
Cóż ci pomógł? z Jowiszem nikt walczyć nie może.
Acheloy, choć tak możny, przy tym bogu mały.
I Ocean sam, groźne miotaiący wały,
Którego siły żadna nie wstrzyma zapora,
Co rodzi morza, źródła, krynice, ieziora;
Jednakże przed Jowisza drży piorunnym grzmotem,
Gdy na niebie z ogromnym uderza łoskotem.„
Rzekł, i z łatwością wyrwał pocisk w ziemię wbity.
Asteropey wiecznemi cieniami okryty,
Leży na piasku, woda myie trup wybladły,
A liczne wód mieszkańce swoię zdobycz iadły.
Zwycięzca na Peony waleczne uderza.
Smutny upadek wodza, przestraszył żołnierza!