Strona:Iliada3.djvu/062

Ta strona została przepisana.

„Otwarte mieycie bramy, niech się w miasto schronią,        543
Rozproszone zastępy Achillesa bronią;
Pędzi: teraz ia strasznych obawiam się rzeczy!
Ale skoro się w murach woysko zabezpieczy,
Znowu bramy zamkniycie: boiaźń we mnie wzrasta,
Aby ten srogi rycerz nie wpadł nam do miasta.„
Otwarli ie, zaporę uchylili grubą:
Tak ocalone woysko przed ostatnie zgubą,
Feb wybiega naprzeciw, by im był zbawieniem.
Oni kurzeni okryci, spaleni pragnieniem,
Lecą w miasto, i w murach szukaią obrony:
Sciga ich z dzidą w ręku Pelid zapalony,
Tenże ogień wre w sercu, który go raz chwycił,
Jeszcze się zemsty, ieszcze chwały nie nasycił.
Byliby Grecy bramy dostali potężne,
Kiedy Feb w Agenorze zagrzał serce mężne:
On syna Antenora odwagą zapalił,
I aby śmierć od niego w potrzebie oddalił,
Za bukiem stoiąc, gęstym cieniem się otoczył.
Ten więc kiedy Achilla zbliżonego zoczył,
Stanął: serce się wzdyma, iak przed burzą wody,
Jęczy, i tak rozmyśla w sobie rycerz młody.
„Biedny! ieśli Achilla przeląkłszy się broni,
Pierzchnę z pierzchaiącemi, i tak mię dogoni,
Zginę podle, iak człowiek bez cnoty, bez męztwa:
Jeśli mu tu pozwolę dokonać zwycięztwa,