Strona:Iliada3.djvu/063

Ta strona została przepisana.

Oddalę się od murów na Jdy doliny,        569
I tam się między gęste ukryię krzewiny:
Ochłodzony wieczorem, i omyty z potu,
Pewny iestem łatwego do miasta powrotu.
Lecz co myślę? iakimże uwodzę się błędem?
Niechże mę zoczy, szybkim niech doścignie pędem,
Nic mię nie zbawi, zginę przez nikczemność własną.
A choć naywiększe siły ludzkie przed nim gasną,
Czemu, z orężem w ręku, naprzeciw nie stanę?
Wszak śmiertelny, ma duszę, i może wziąć ranę:[1]
Jowisz go tylko dzisiay wznosi nad człowieka.„
Taką ukrzepion myślą, na Achilla czeka:
Ręka drży, aby walczyć, serce iéy dowodzi.
Jak na myśliwca z gęstych krzaków ryś wychodzi,
Nie trwoży go blask broni, ani psów szczekanie,
I choć piérwszy oszczepem krwawy raz dostanie,
Jednakże zapalony, boiu nie odbiegnie,
Aż, lub rani myśliwca, albo sam polegnie;
Tak się syn Antenora Achilla nie lęka,
Póki obu nawzaiem nie zmierzy się ręka.
Wystawia przed się puklerz, oszczep swóy wymierza,
I temi słowy głośno woła do rycerza.
„Więc ty mniemasz, żeś mocą nieodparty żadną?
Że dziś przed tobą mury Troiańskie upadną?
Głupi! wiele przy naszych ucierpicie szańcach.
Ma dość obrońców Troia w swych mężnych mieszkańcach,

  1.  
    Mortali urgemur ab hoste
    Mortales, totidem nobis animæque manusque.

    Ænei: lib: X. v. 375.

     
    „Smiertelny na śmiertelnych nieprzyiaciel godzi,
    „Ani nas duszą, ani rąk liczbą przechodzi.