Strona:Iliada3.djvu/067

Ta strona została przepisana.

przeciw Xantowi. Można, odłożywszy na bok zmyślenie poetyczne, rozumieć, że przez nagłe ulewy, Xant wezbrał w momencie, gdy bohatyr uciekaiących Troian w korycie téy rzeki zabiiał.

W. 387.

Ale między bogami nowa kłótnia wzrosła,
I zawziętych nienawiść na dwie strony niosła,
Lecą na siebie, w ręku z groźnemi oszczepy,
Ryknęła ziemia, nieba zatrzęsły się sklepy.

Bitwa bogów przygotowana z taką okazałością i pompą, nie odpowiada wcale oczekiwaniu czytelnika. Widać, że Homer, mimo nayobfitszego gieniiuszu, nie mógł się w opisaniu iéy utrzymać. Minerwa obala Marsa i Wenerę, Juno policzki daie Dyanie, Neptun i Apollo kończą rzecz, na przekazach, Merkuryusz zbywa grzecznemi wyrazami Latonę. Tu prawdziwie zaspał Homer. Jeśli z téy materyi nie mógł nic wielkiego wyciągnąć, lepiéy iéy było nie tykać.

W. 472.

Czyż takiéy pracy warci biedni śmiertelnicy,
Co raz piękni, iak liście, kiedy się rozwiną,
Znowu, iak liście zwiędłe, padaią i giną?

Podobne wyrazy czytamy w Eklezyastku w rozdziale XIV. w. 19. Jako liście zielone na gęstém, drzewie, iedno opada, a drugie rośnie: tak co się z ciała i ze krwi rodzi, iedno schodzi, a drugie nastawa.

W. 578.

Wszak śmiertelny, ma duszę, i może wziąć ranę.