Strona:Iliada3.djvu/121

Ta strona została przepisana.

Gdy pana szybko niesie na polu przestroném,        517
I kurz omiata z dzwona wysadnym ogonem;
Niech pędzi iak naybystrzéy, zawsze bliski koła,
Tuż ono zanim ściga, odbiedz go nie zdoła;
Tak mały między niemi obiema był środek.
Choć ubiegł, na rzut kręgu, Antyloch na przodek;
Wkrótce był dościgniony: nie chcąc się spośledzić,
Ete natęża siły, aby go uprzedzić.
I gdyby zawód ieszcze przedłużył się chwilę
Wygrałby, i zostawił Antylocha w tyle.
Giermek Jdomeneia dobiegł kresu czwarty,
Jednak, na rzut oszczepu, był za królem Sparty.
Miał on pięknego kształtu, ale ciężkie konie,
I sam niedosyć w jezdnym celował przegonie.
Co był piérwszy, ostatni syn Admeta iedzie,
Ciągnie wóz potrzaskany, konie zwolna wiedzie.
Zlitował się Achilles na przypadek taki:
„Nayzręcznieyszy, rzeki, ieździec, naylepsze rumaki
Ostatnie wzięły mieysce: słodząc tę przygodę,
Jak słuszność każe, drugą daymy mu nagrodę,
A piérwsza niech przy synu Tydeia zostanie.„
Wielkim okrzykiem Grecy stwierdzili to zdanie.
Byłby klacz dał, umocnion od nich w tym zamyśle;
Gdy Antyloch, przy swoich prawach stoiąc ściśle;
„Nie czyń, mówi, Achillu, choć to lud pochwalił,
Bobym sie sprawiedliwie na ciebie rozżalił: