Strona:Iliada3.djvu/148

Ta strona została przepisana.

Okrutne to obeyścic bogów rozgniewało,        23
Chcieli więc, by Merkury skrycie uniósł ciało.
Już na to prawie była zgodna niebian rada,
Lecz się sprzeciwił Neptun, Juno i Pallada:
Im i Troia i Pryam w naywiększéy niechęci:
Jeszcze wyrok Parysa niestarty z pamięci,[1]
Nieprzepomną on krzywdę boginiom wyrządził.
Przyszły do iego chaty, by ich piękność sądził;
Odprawił ie z obelgą: téy przyznał dar złoty,
Która go nieszczęsnemi uwiodła pieszczoty.
Dwunasty raz powstała Jutrzenka różowa,
Gdy nieśmiertelnym rzecze Apollo w te słowa:
„Nielitośni bogowie! mszczący się bez miary!
Czy was Hektor mnogiemi nie błagał ofiary?
Wy się iednak pastwicie nad nędznym po zgonie,
Nie chcecie go powrócić oycu, matce, żonie,
Synowi i spółziomkom, aby ręką bratnią,
Złożywszy go na stosie, cześć dali ostatnią.
Pelid wam miły, człowiek bez czucia, bez duszy,
Którego twardych piersi żaden wzgląd nie ruszy.
Lwa srogość nosi w sercu: iako lew do stada,
W swéy sile dumnie ufny, zapalony wpada,
I pasące się woły zabiia przy żłobie;
Tak Achilles przytłumił wszelkie czucie w sobie.
Nie ma wstydu, skąd wielka i korzyść i strata,
Bo niechay kto postrada syna, albo brata,

  1. Zdaie się, że ten wiersz i dwa po nim następuiące, były późniéy przydane: gdyby Homer znał tę baykę, zapewneby o niey piérwéy wzmiankę uczynił.