Strona:Iliada3.djvu/159

Ta strona została przepisana.

Umyty, bierze złotą czarę z rak małżonki,        309
I między wspaniałemi pałacu przysionki,
Leie wino, i ręce ku niebu podnosi:
„Boże! którego z Jdy świat wielmożność głosi,
Nie miéy nędznego człeka płaczu w poniewierce,
Prowadź mię doAchilla, i zmiękcz iego serce.
Niechay ptak, co powietrznych kraiów berło trzyma,
Przeleci po prawicy przed memi oczyma.
Gdy tą pomyślną wieszczbą raczysz mię ucieszyć,
Będę mógł do naw Greckich z ufnością pośpieszyć.„
Skłonił się na wezwanie iego bóg przychylny,
I zaraz Pryamowi przysłał znak niemylny,
Orła, ptaka łowczego: A iak rozłożyście,
Dwa obszerne podwoie zamykaią wniście
Domu opatrzonego w dostatki bogacza;
Tak on szeroko skrzydła ogromne roztacza.
Po prawicy przeleciał nad wieżami miasta.
Na to we wszystkich radość i nadzieia wzrasta:
Siadł król na świetnym wozie, dobrze sobie tuszył,
I z brzmiącego przysionku z pośpiechem wyruszył.
Z wozem cztérokołowym idą muły przodem,
Jdey niemi kieruie: tuż równym zawodem
Poieżdża Pryam, biczem zacinaiąc konie.
Zebrani przyiaciele iego w liczném gronie,
Odprowadzaią, cała zapłakana rzesza,
Jak gdyby na śmierć iechał. Król w pole pośpiesza,