Strona:Iliada3.djvu/254

Ta strona została przepisana.

Kiedy dziś Chryzeidę Apollo bierze mi,
(Bo ią poślę okrętem moim i z moiemi,)
Ja piękną Bryzeidę pod twoim namiotem,
Sam wezmę, i uwiodę, żebyś wiedział o tém,
Żem mocnieyszy od ciebie. Niech się drudzy boią
Równać mi się i zwierzchność w brew przyswaiać moią.„
Tak rzekł król; a Peleyczyk żółcią był zjątrzony,
Serce w kosmatéy piersi, gnie mu się w dwie strony;
Czy miał wydobydź wtedy ostry miecz od boku,
I ubić Atreyczyka usunąwszy tłoku?
Czy gniew ukoić? żądzę zhamować gwałtowną?
Tak w sercu i umyśle wahał się zarówno,
Ciągnąc z pochew miecz wielki; wtém z nieba zjawiona
Minerwa, (bo ią prędko wysłała Junona,
Z przywiązania o obu troszcząca się losy)
Stanie, i za żółte go z tyłu chwyci włosy,
(A iemu się samemu tylko pokazała;
Ni iéy innego Greka zrzenica widziała).
Drgnie zdumiony bohatyr, w tył głowę nachyli,
I Ateńską Palladę uzna w téyże chwili,
A straszliwie oczyma błysnął ognistemi,
Tak zaś rzekł do Minerwy słowy skrzydlatemi:
„Po cóż tu schodzisz? córo wstrząsacza Egidy!
Słyszeć Agamemnona Atreyczyka szydy?
Ale ci się oświadczam i chcę ręczyć za to,
Że on przypłaci pychy wkrótce życia stratą.„