Strona:Impresye (Zbierzchowski).djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.
48
HENRYK ZBIERZCHOWSKI


Hej! deszcz liści wątłych, srebrnych z wiatrem leci... leci...
„Zmiłuj! zmiłuj się nad nami!“ — szeplenią jak dzieci...

Potem wstrząsnął wierzby chore, zdarł gałęzi pęk,
W próchnie drzewa wstaje cicho jakiś szklany jęk,
Pręty tłuką się o siebie, szara kora drży,
A po liściach spływa woda, niby brudne łzy,
Drzewa wiją się i jęczą w beznadziejnej walce
I do nieba wyciągają pokurczone palce!!

Duszo! duszo! skądże w tobie taka wielka moc,
Żeś zbudziła wiatr uspiony w tę przeklętą noc,
Że się podniósł z bagien leśnych i zmurszałych den,
Gdzie na wodnych traw podłożu zmógł go długi sen,
Że go zrodził bór, co nocą w tajnych głębiach huczy
I ten ugor martwy, siny, gdzie się Rozpacz włóczy.

Hej! grajcie mi moce ziemi, bom wielki, bom Pan!!
Cisnę gwiazdy jednym rzutem w rozhukany tan,
Będę pieścił słuch łoskotem spadających brył,
Cały w oczach promienisty od nadmiaru sił.