kobieta, w staréj zielonéj sukni i muślinowéj chusteczce na szyi. Jéj maleńkie czarne oczy wpiły się we mnie natrętnie i przenikliwie.
Zbliżyłem się i ukłoniłem.
— Czy mam honor mówić z księżną Zasiekiną?
— Jestem księżna Zasiekina, a pan zapewne syn p. W.
— Tak jest, przyszedłem z poleceniem od matki.
— Proszę siadać... Bonifacy! Gdzie klucze?... poszukaj.
Powtórzyłem odpowiedź matki na list księżny, która mię słuchała ze spuszczonemi oczyma, a jéj czerwone, grube palce, jakby w roztargnieniu bębniły tymczasem po wytartéj drewnianéj ramie okna.
Gdy skończyłem, spojrzała znowu swym natrętnym, przenikliwym wzrokiem.
— Dziękuję, będę napewno, — odezwała się nakoniec. — Pan jeszcze tak młody! Ile lat, jeśli wolno zapytać?
— Szesnaście, — rzekłem, zająknąwszy się trochę.
Księżna wyjęła z kieszeni jakieś brudne, zapisane papiery i zaczęła je przeglądać, dotykając prawie nosem.
— Piękne lata, — pisnęła nagle, poruszywszy się na krześle. — Proszę; nie krępuj się pan w moim domu, u mnie bez ceremonii, po prostu.
— Widzę to — pomyślałem, mimowolnie obrzucając złośliwém spojrzeniem jéj nieponętną postać.
W téj saméj chwili szybko i cicho otworzyły się drzwi drugiego pokoju, i na progu stanęło dziewczę, które wczoraj widziałem w ogrodzie. Podniosła rękę i uśmiech przemknął po jéj twarzy.
— Oto i córka moja, — odezwała się księżna, niedbale wskazując na nią łokciem. — Zeniu, syn sąsiada, p. W. Jak imię, jeżeli wolno zapytać?
— Włodzimierz, — odpowiedziałem, szepleniąc ze wzruszenia.
— A po ojcu?
Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.