Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

się otwierały w całéj swéj wielkości, lecz wówczas twarz jéj zmieniała się zupełnie, rozjaśniała i promieniała, jak słońce.
— Co pan sobie o mnie wczoraj pomyślałeś, ms. Waldemar? — rzekła wreszcie. — Musiałeś być zgorszonym, nieprawdaż?
— Ja, pani?... Ja doprawdy, ja nic nie myślałem... jakże mógłbym...
— Posłuchaj pan — przerwała mi dźwięcznym głosem, — nie znasz mię jeszcze, nie wiesz, jaką jestem dziwaczką: żądam od wszystkich, żeby mówili mi prawdę. Zawsze tylko prawdę! Słyszałam, że masz pan lat 16, a ja 21, jestem daleko starszą, więc trzeba mię słuchać i zawsze mówić mi prawdę. Prawda i posłuszeństwo! — dodała z naciskiem, — spojrzyj pan na mnie, proszę, dlaczego na mnie nie patrzysz?...
Zmieszałem się jeszcze bardziéj, ale podniosłem oczy, — patrzyła na mnie z uśmiechem, lecz nie tamtym, figlarnym, tylko dobrym, ośmielającym.
— Powinieneś pan patrzyć mi prosto w oczy, — rzekła ciszéj, — to mi sprawia przyjemność; podoba mi się twarz twoja, przeczuwam, że będziemy przyjaciółmi. A ja podobam się panu? — spytała podstępnie.
— Księżniczko!...
— Nie nazywaj mię pan księżniczką, tylko Zeneidą Aleksandrówną, a powtóre, co to za brzydkie, dziecinne przyzwyczajenie nie mówić prosto i otwarcie, co się czuje! Ludzie dojrzali nie zapierają się uczuć i wrażeń. No, cóż? podobam się panu, wszak prawda?...
Jéj szczerość pochlebiała mi i była przyjemną, uznałem jednak za stosowne obrazić się trochę. Chciałem ją tym sposobem przekonać, że ma do czynienia nie z dzieckiem, nie z chłopczykiem, więc przybrawszy obojętny i poważny wyraz, odpowiedziałem tonem człowieka, który ocenia znaczenie słów swoich:
— Jakżeby mi się pani mogła nie podobać, Zeneido Aleksandrówno? Nie kryję się z tém wcale, żeś mi się bardzo podobała.