nikomu. Należéć tylko do siebie, to cała sztuka i zadanie życia, — powiedział późniéj niegdyś do mnie.
Innym razem, występując w roli demokraty, zacząłem rozprawiać przy nim o wolności. Był on dnia tego w „dobrém“ usposobieniu, to znaczy, że można było mówić z nim o wszystkiém.
— Wolność — powtórzył, patrząc na mnie, — a wiesz ty, co człowiekowi zapewnić może wolność?...
— Co?
— Wola, własna wola, ona nam daje władzę, więcéj wartą od wolności. Umiéj chciéć, a będziesz wolnym, i będziesz rozkazywał innym.
On sam przedewszystkiém i nadewszystko pragnął żyć — i żył... Być może, iż przeczuwał, że niedługo korzystać będzie z téj doskonałéj „sztuki życia:“ umarł, mając zaledwie lat czterdzieści parę.
Opowiedziałem mu dokładnie i szczegółowo dzieje wczorajszego wieczoru. On słuchał niby uważnie, niby w roztargnieniu, siedząc na ławce i rysując coś końcem laski po piasku. Zaśmiał się czasem, to znów spojrzał na mnie tak jakoś jasno, pogodnie, zabawnie, albo podraźnił krótką uwagą, pytaniem. Nie mogłem się odważyć z początku wymówić imienia Zeneidy, ale nie wytrzymałem i zacząłem ją tak nazywać. Ojciec wciąż się uśmiechał, wreszcie zamyślił się jakoś spokojnie, przeciągnął się i powstał.
Przypomniałem sobie, że wychodząc z domu, kazał osiodłać konia. Był doskonałym jeźdźcem i lepiéj od sławnego Keriego poskramiał najdziksze rumaki.
— Czy weźmiesz mię z sobą, ojcze? — zapytałem.
— Nie, — odpowiedział ze zwykłym, obojętnie łagodnym wyrazem.
— Jedź sam, jeśli ci się podoba, a powiedz stajennemu, że ja nie pojadę.
Odwrócił się i odszedł szybko. Patrzałem za nim, lecz
Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.