mał... Ale takiego nie spotkam, nie, nie, pan Bóg dobry, nie dostanę się w niczyje szpony.
— Więc nigdy pani nie pokochasz?
— A ciebie? Czyż nie kocham? — zaśmiała się, uderzając mię rękawiczką po twarzy.
Tak, bawiła się mną okrutnie. W ciągu trzech tygodni widywałem ją codzienie, i — Boże drogi! — czego ze mną nie wyprawiała! Sama bywała u nas rzadko i nie żałowałem tego, gdyż stawała się tutaj prawdziwą księżniczką i nie śmiałem zbliżyć się do niéj. Lękałem się téż zdradzić wobec matki, któréj piękna panna nie podobała się wcale, i widziałem nieraz, że nas śledzi niechętnym, podejrzliwym wzrokiem. Ojca nie obawiałem się jakoś; on nie zwracał na mnie uwagi, a z Zeneidą rozmawiał mało, ale zawsze rozumnie i tak jakoś dziwnie, znacząco.
Przestałem zupełnie pracować, książki nie brałem do ręki, zaniechałem przechadzki, zapomniałem nawet o koniu. Jak chrabąszcz, uwiązany za nogę, krążyłem dokoła oficynki, chętniebym był w niéj przebywał ciągle... gdyby to było możliwém; ale matka gderała, a i Zeneida czasem wypędzała sama.
Wówczas zamykałem się w swoim pokoju, lub kryłem w najdalszy kąt sadu; tam siadałem na szczycie wysokiego muru, ruiny dawnéj oranżeryi i zwiesiwszy nogi, godzinami patrzałem prosto przed siebie, nic nie widząc i nie myśląc wcale. Białe motyle siadały koło mnie na zakurzonych pokrzywach, odważny wróbel odpoczywał na rozbitéj cegle, kręcił się wkółko, świegotał, poruszał ogonkiem, podlatywał i przeskakiwał; nieufne wrony krakały zdaleka, siedząc wysoko na wierzchołku brzozy, wiatr poruszał łagodnie jéj wielkie gałązki, ruchliwe promienie słońca przeświecały między listkami, kiedy niekiedy słychać było tęskny i spokojny dźwięk dzwonów Dońskiego klasztoru, — a ja siedziałem, patrzałem, słuchałem, poddając się bezimiennym, nieokreślonym wrażeniom, w których był smutek i radość, niewyraźne przeczucie przyszłości, obawa i pragnienie życia.
Lecz wówczas nie wiedziałem o tém, nie umiałbym odróż-
Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.