Zamyśliła się i twarz zasłoniła.
— Wszystko mi tu obrzydło, — szepnęła znowu po chwili, — uciekłabym na kraj świata... nie zniosę tego, nie mogę!... A co mię czeka?... Ach Boże, jak ciężko!... jak ciężko!...
— Dlaczego? — zapytałem cicho i nieśmiało.
Ruszyła ramionami, nie odpowiadając. Klęczałem ciągle i z głębokim smutkiem patrzałem na jéj pochyloną postać. Każde jéj słowo krajało mi serce; w téj chwili życie byłbym oddał chętnie, byle ukoić jéj boleść. Patrzałem na nią, nic nie rozumiejąc, nie wiedząc, dlaczego cierpi, a jednocześnie żywo wyobrażałem sobie, jak wstała nagle i wyszła z pokoju pod wpływem nieznośnego bólu, i tu w ogrodzie upadła na ziemię, jak kwiat skoszony.
Dokoła było jasno i zielono, wiatr łagodnie szeleścił pomiędzy drzewami, poruszając nad jéj głową malinowe gałązki; gdzieś niedaleko gruchały gołębie, pszczółka brzęczała w trawie; pogodny błękit jaśniał tak spokojnie, a mnie było tak smutno... tak smutno!...
— Powiedz mi pan jakie wiersze, — rzekła półgłosem, oparłszy się na łokciu. — Lubię, gdy pan deklamujesz. Śpiewasz, ale to dobrze, to młodo. Powiedz mi: „Na szczytach Gruzyi.“ Ale proszę usiąść...
Usiadłem i deklamowałem jéj: „Na szczytach Gruzyi.“
— „Że nie kochać nie może,“ — powtórzyła zcicha. — Wtém leży piękno poezyi. Ona mówi o tém, czego niéma, mówi o czémś lepszém, niż prawda i rzeczywistość, a podobniejszém do prawdy... „Że nie kochać nie może,“ — chciałoby, a nie może!...
Umilkła i spuściła głowę, potém otrząsnęła się nagle i wstała.
— Pójdźmy, — rzekła, — Majdanow przyniósł mi swój poemat, zostawiłam go samego... I jemu wesoło teraz... cóż robić!... Dowiesz się kiedyś... tylko... nie gniewaj się na mnie!...
Uścisnęła mi rękę i pobiegła naprzód. Weszliśmy razem do salonu. Majdanow zaczął czytać swojego „Zabójcę,“ który
Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.