W domu czekała mię bura i nowa nieprzyjemność. Trafiłem na jakąś scenę między rodzicami: matka, nie wiem za co, z goryczą robiła ojcu wymówki, a on po swojemu milczał grzecznie i chłodno; wkrótce wyjechał. Nie wiem, o co im poszło, i nic mię to nie obchodziło; pamiętam tylko, że po odjeździe ojca matka wezwała mię do siebie i z wielką niechęcią i niezadowoleniem wymawiać mi zaczęła częste odwiedziny u księżny, która podług niéj była „une femme capable de tout.“
Pocałowałem matkę w rękę, co czyniłem zwykle, gdy chciałem przerwać rozmowę, i uciekłem prawie do swego pokoju.
Łzy Zeneidy do reszty odebrały mi rozum: nie wiedziałem, co o tém myśléć, i sam gotów byłem płakać. W gruncie rzeczy byłem jeszcze dzieckiem, mimo skończonych lat 16-tu. Nie umiałem zdobyć się nawet na żadne już przypuszczenie, przestałem posądzać Malewskiego, choć Białouzorow coraz groźniéj patrzył na piękne hrabiątko i śledził je, jak wilk jagnię. Ja nic już nie myślałem, nie posądzałem nikogo, byłem jak zbłąkany w zupełnéj ciemności i przestałem szukać wyjścia. Czułem ból w sercu, pustkę w głowie, i uciekając przed dręczącym chaosem wrażeń codziennego życia, coraz częściéj szukałem samotności.
Polubiłem wówczas szczególniéj ruinę staréj oranżeryi. Tam téż przebywałem najczęściéj. Wdrapię się na mur wysoki i siedzę taki zgnębiony, nieszczęśliwy, smutny, że rozżalam się sam nad sobą... A jednak, jakże rozkosznym był i ten ból nawet, jak upajałem się własném ciepieniem!...
Raz siedzę tak na murze, patrzę, słucham dźwięku dzwonów, wtém — drgnąłem lekko, coś przebiegło po mnie, jak wietrzyk, jak tchnienie, jak przeczucie czyjéjś obecności... Spuściłem oczy. Na dole ścieżką szła szybko z parasolką w szaréj sukience Zeneida. Spostrzegła mię, przystanęła, odrzuciwszy okrągły słomiany kapelusz, i zwróciła na mnie wielkie, aksamitne oczy.
— Co pan tam robisz tak wysoko? — zapytała z dziwnym
Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.