sca. Chciałem się podnieść, lecz nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Ręce miałem poparzone, krzyż bolał, kręciło się w głowie, ale błogie uczucie, jakiego doznałem wówczas, nie powtórzyło się już nigdy w życiu. Czułem je w rozkosznym bólu, który przejmował moje członki, aż nakoniec, w uniesieniu szczęścia i radości, zacząłem krzyczéć głośno i podskakiwać w górę.
Byłem jeszcze prawdziwém dzieckiem!
Tego dnia byłem tak dumny, wesół, tak żywo czułem wrażenie słodkich pocałunków, z takiém drżeniem zachwytu powtarzałem każde jéj słowo, tak pieściłem w duszy szczęście niespodziane, że ogarniała mię chwilami trwoga i lękałem się prawie nowego z nią spotkania. Zdawało mi się, że więcéj nie można żądać od losu, że pozostaje mi tylko „westchnąć i umrzéć!“
Nazajutrz jednak, udając się do oficynki, napróżno starałem się ukryć pomieszanie pod pozorem przyzwoitéj, skromnéj obojętności, właściwéj człowiekowi, który chce okazać, że potrafi dochować tajemnicy. Zeneida powitała mię z uśmiechem, bez najmniejszego wzruszenia; pogroziła tylko palcem i spytała: czy nie mam siniaków?
Cała moja tajemniczość i skromna obojętność zniknęły naraz wobec jéj spojrzenia, a razem z niemi pomieszanie. Nie spodziewałem się nic szczególnego, ale spokój Zeneidy oblał mię zimną wodą. Zrozumiałem, że jestem dla niéj tylko dzieckiem — i to zgnębiło mię okrutnie. Ona chodziła po pokoju tam i napowrót, uśmiechając się do siebie i czasem spoglądała na mnie; widziałem jednak, że myśli jéj są daleko...