Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XV.

Przez kilka dni następnych nie widziałem prawie Zeneidy. Mówiono nam, że chora; nie przeszkadzało to przecież zwykłym gościom stawiać się na tak zwane deżury, oprócz jednego Majdanowa, który zawsze wpadał w melancholią, gdy tylko brakło sposobności do zachwytów i uniesień. Czerwony, „jak rak,“ Białouzorow ponuro siadywał w kącie, zapięty na wszystkie guziki swego huzarskiego munduru; piękny Malewski uśmiechał się jakoś złowrogo, słodko i obłudnie razem. W ostatnich czasach stracił on łaski Zeneidy, a natomiast zaczął gorliwie nadskakiwać staréj księżnie, z którą jeździł nawet razem do generał-gubernatora. W rezultacie ta wyprawa nie przyniosła żadnéj korzyści i tylko naraziła hrabiego na niespodzianą nieprzyjemność: przypomniano mu mianowicie jakąś sprawę z oficerami i musiał się tłómaczyć młodością i niedoświadczeniem.
Łuszyn bywał dwa razy dziennie, ale wpadał na minutkę. Lękałem go się trochę od ostatniéj rozmowy, a jednocześnie miałem dla niego szczerą sympatyą. Raz poszliśmy razem na przechadzkę do Nieskucznego; doktor był dziwnie uprzejmy i przyjacielski, mówiliśmy o botanice, wskazywał mi nazwy różnych rzadkich roślin, i nagle — ni ztąd ni z owąd, uderzył się ręką w czoło i zawołał głośno:
— Oj, głupi, głupi! nazywałeś ją kokietką!... A jednak słodko być musi poświęcić się dla kogoś...
— Co pan przez to rozumiesz? — zapytałem.
Spojrzał, jakby teraz dopiero przypomniał sobie o méj obecności.
— Nie mówiłem do pana, — rzekł niechętnie.
Mnie Zeneida unikała wyraźnie; nie mogłem nie zauważyć, że obecność moja jest jéj przykrą. Pomimowolnie odwracała się