bietą. Nizka firanka zasłaniała jéj postać, lecz spostrzegłem ciemną sukienkę i twarz dobrze znaną: była to Zeneida.
Stałem, jak przykuty do miejsca, i patrzałem na nią. Tego się nie spodziewałem. W pierwszéj chwili chciałem uciekać; myśl, że ojciec może się obejrzéć i spostrzedz mię tutaj, przejmowała mię najwyższą trwogą, a jednocześnie uczucie nieokreślone, silniejsze od ciekawości, zazdrości i strachu — przykuwało do miejsca.
Patrzałem i usiłowałem odgadnąć treść ich rozmowy. Zdawało mi się, że ojciec o coś nalega, a ona zgodzić się nie chce. Jak teraz jeszcze widzę jéj twarz poważną i smutną, piękną, z nieopisanym wyrazem poddania się i miłości, a zarazem — rozpaczy. Nie umiem tego inaczéj nazwać, ani określić. Wymawiała czasem pojedyńcze, krótkie wyrazy, lecz nie podnosiła oczu i uśmiechała się tylko bladym, pokornym, ale upartym uśmiechem.
Po tym uśmiechu jedynie poznałem dawną Zeneidę.
Ojciec ruszył ramionami i poprawił kapelusza, co było u niego znakiem wielkiego zniecierpliwienia. Odezwał się widać głośniéj, bo wyraźnie usłyszałam słowa:
— „Vous devez vouz séparer de cette...“
Zeneida wyprostowała się i podniosła rękę, jakby chciała powstrzymać następne wyrazy. Wtedy to w moich oczach stała się rzecz straszna: ojciec podniósł szpicrutę, którą dotąd nerwowo otrzepywał z kurzu koniec buta, rozległ się świst i szybkie, silne uderzenie po ręce obnażonéj do łokcia.
Nie wiem już, jaką siłą powstrzymałem okrzyk zgrozy. Zeneida drgnęła, spojrzała na ojca, potém w milczeniu, zwolna podniosła rękę do ust i pocałowała na niéj siną pręgę. W téj chwili ojciec odrzucił szpicrutę, wbiegł śpiesznie po drewnianych schodkach i zniknął we drzwiach domku... Zeneida odwróciła się jednocześnie od okna, podniosła ręce i głowę, i także zniknęła mi z oczu.
Uciekłem przerażony. Myśli mi się mieszały, o mało co nie
Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.