Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

cie otwarte, ukazały się w oknach jakieś twarze; widocznie nowa rodzina zjechała na letnie mieszkanie. Zaraz przy obiedzie matka zapytała służącego o nowych lokatorów, i usłyszałem wówczas po raz pierwszy nazwisko księżny Zasiekinéj.
— Aa! księżna... — rzekła matka nie bez pewnego odcienia szacunku, ale zaraz dodała obojętnie: „musi być uboga.“
— Na trzech wózkach się sprowadzili, — odpowiedział lokaj, — powozu swego nie mają, a meble lada jakie.
— Tak, — rzekła matka, — zawsze lepiéj...
Lecz ojciec spojrzał na nią — umilkła.
Rzeczywiście księżna Zasiekina musiała być zupełnie ubogą, gdyż ludzie nawet bardzo średniéj zamożności nie byliby wynajęli oficynki, składającéj się z kilku nizkich i ciasnych izdebek. Zresztą całą tę rozmowę puściłem mimo uszu; książęcy tytuł nie imponował mi wcale: byłem jeszcze pod wrażeniem niedawno przeczytanych „ZbójcówSzylera.




ROZDZIAŁ II.

Miałem zwyczaj codzień pod wieczór wychodzić z fuzyą do ogrodu i czatować na wrony. Zdawna nienawidziłem tych chytrych i drapieżnych ptaków, i tępiłem je z dziwną rozkoszą.
Dnia tego przed zachodem słońca udałem się, jak zwykle, do ogrodu, ale napróżno chodziłem po ścieżkach i alejach: ostrożne wrony poznały mię widać i krakały tylko zdaleka. Przypadkiem, zniecierpliwiony już trochę, zbliżyłem się do nizkiego, plecionego płotu, który oddzielał właściwe nasze terytoryum od wąziutkiego kawałka zadrzewionéj łąki, ciągnącéj się za oficynką i stanowiącéj ogródek.
Szedłem zamyślony ze spuszczoną głową; nagle usłyszałem