Straſzny mnie Tygrys, Lwy, i Lamparty.
Z Niebem certować[1], iedyne żarty.
Piòrun ni w głowie.
Dość ſmiało lecę wczartòw paſzczęki
Z grzechu w grzech ſkacząc, nieczuię męki,
o nierozumie!
Lękam áię ſtoſòw, huty pożarów
Kłòw wilczych, wſciekłych pſòw, lub ogaròw
ba żab i ſzczuròw,
Brzydzę śię wężem, padalcòw cerą
Grzech łechce ſerce, chociaż megierą[2]
nad Bazyliſzki.
Któź ſtrachow, bolow, zrzodłem i matką?
Jeſli niewina z korzyscią rzatką?
chciwie ſzukana?
Jedne mnie miłe grzechowe lepy,
Gdzie utaiòne dzidy, oſzczepy
Serca raniące,
JEZUS,MARYA, gdzie umyſł ſtały?
Na ſtoſy, pale, na puginały
grzech duſzę miota!
Dośćżé iuż głupſtwa, doſyć ſlepoty
Dziś iuż na zawſze, inne kłopoty
z daru Bożego.
Od tąd ſwiat, pſu brat, grzech kanalia!
Jedna ma miłość JEZUS, MARYA
ſtała na wieki.
Już Vale Swiatu, iuż ciału Vale
Przy iedney cnocie trwać żądam ſtale
Bóg mi nadzieią.
Strona:Józef Baka - Uwagi Rzeczy Ostatecznych Y Złosci Grzechowey.djvu/17
Ta strona została przepisana.