Bez woyny ſtrach ſkrzypi w podwojach,
Grzech dzień, i noc, na trwogę bije
Złe larum, póki w ſercu żyje.
Boże umarłych, i żyiących
Jedyna nadziejo grzeſzących,
Day ſumnieniu widzieć zginienie,
Strzedz nad honor, złoto, zbawienie.
Day zważać, że Niebo zawarte
W gòrze, w dole piekło otwarte,
Śmierć z koſą przed oczyma ſkacze,
W dzien Sądu przegrawſzy, zapłaczę.
Oto ginę, i tracę ſiebie
Codziennie obrażając Ciebie.
Jawnie, ſkrycie, grzeſznik mizerny
W mych parolach Bogu niewierny;
Nieſtały jak Xiężyc na nowiu
W pełni grzechow, ułając zdrowiu;
Wraz ſtawam, choć życia kwadranſe
Mowią: nie pewne lat wakanſe[1].
O cero twarzy! do Cerery
Podobnaś kwiatu z maniery,
Lud wdziękiem łudziſz, zwodziſz wiele,
Uſt rumieńce grzebiąc w popiele.
Trwałaś jak trawa, jak śnieg niknieſz,
Nad młodym, i ſtarym wykrzyknieſz;
Tuś mi grzybie i czerſtwy rydzu!
Idż w grobu krobkę ślepowidzu.
Głupie wſpieram śię jak na trzcinie
Świata machynie, bo w godzinie
- ↑ wakat, wolna posada