jezusem do chorego. Organista siedział przed nim na koźle i dzwonkiem ogłaszał, żeby ludziska uklękli i pokłon oddali Panjezusowi, jak się należy — dyć Pan Jezus jest pan większy niż dziedzic i cysarz.
Wierzby przydrożne widać zrozumiały, kto hań jedzie, bo pochyliły czoła i jęły szeptać coś, niby swoje: „Niech będzie pochwalony“. Wiater, co się przódzi ś niemi zabawiał, tera też plackiem padł na drodze, a czołem bił, a wzdychał. A ona grusza Wojtkowa, co to bez płot tak ciekawie wyziera, zasuściła, przygięła się i poczęła sypać z gałęzi bieluchne płateczki, niby te dziewczęta, co idą z kobiałeczkami kwiecia przed monstrancyją na Boże Ciało. Zasie te zboża złociste, widzi się, biegły szybkim krokiem na spotkanie, jak gromada, niosąca po dożynkach dziedzicowi chleb i sól. Wśród tych falowań przebłyskujące łany łubinu rozlewały dokoła zapach luby i słodki, niczem te kadzielnice nieszporne, a niby organy przygrywały pszczoły w Bartłomiejowej pasiece...
Jednem słowem, na głos organistowego dzwonka wszystko uniżyło się przed Panjezusem, jadącym pocieszyć kogoś w ostatniej godzinie. Ale w Siarowej karczmie nikt na to nie baczył. Wprawdzie któryś ze starszych
Strona:Józef Birkenmajer - Łzy Chrystusowe.djvu/23
Ta strona została skorygowana.
— 21 —