Na te słowa porwał się z miejsca mąż śmierci wydarty i wykrzyknął ze zgrozą i obłąkaniem:
— Kłamiesz, człowieku tajemniczy! Prawdy niema w świecie! Wszak długo napróżno szukałem jej w całej przyrodzie i w księgach. Napróżno przebiegałem świat cały, by ją odnaleźć alem z zabiegów moich wyniósł jedynie rozgoryczenie i przeświadczenie o własnej niemocy. Kłamstwem jest prawda, a w życiu naszem niema nic okrom kłamstwa i ułudy. Jest ono tylko jednem pasmem zawodów i udręki, a droga, przez nie idąca, wiedzie jeno ku rozpaczy, ku zmiażdżeniu i roztarganiu naszej istoty. Oto, gdzie mnie zawiodła: do samobójstwa, które przed chwilą usiłowałem popełnić!.... I jakże ty, człowieku, śmiesz mówić, żeś prawdą i żywotem? Powiedz mi, czy nie szydzisz ze mnie? Czy nie poto wydostałeś mnie z głębiny, by następnie cisnąć mnie w jeszcze gorszą otchłań rozpaczy i szaleństwa? Czyś ty nie uczynił tego z jakiejś złości przeciw mnie? Bo mnie się zdaje, żeś to ty jest upiorem mej męczarni — ty coś nazwał się imieniem przeklętej przeze mnie prawdy i przeklętego, ciężącego mi, żywota? Mów, błagam, zaklinam cię!....
Nic na to nie odpowiedział Jezus, jeno w kątach ócz zaświeciły Mu łzy...
Strona:Józef Birkenmajer - Łzy Chrystusowe.djvu/38
Ta strona została przepisana.
— 36 —