Strona:Józef Birkenmajer - Łzy Chrystusowe.djvu/66

Ta strona została przepisana.
—   64   —

puścić w rubieże ostępu, by się z nich wydobyć z życiem i mieniem. Dyzma zjawiał się jak grom, szybko, i jak żbik, znienacka, a drwiąc ze zbrojnych oddziałów, pokonywał najsilniejszych i najsprawniejszych zapaśników. Napróżno słano przeciw niemu zastępy wojowników — ani jeden z nich cało nie wrócił. Zbójca zdawał się niezwyciężony, niby jakaś siła nadludzka.
Nakoniec namiestnik kraju, Piłat Pontyjski, którego doszły słuchy o sprawkach niebezpiecznego opryszka, urządził nań obławę w dwustu żelaznych żołnierzy rzymskich. Tym udało się go pojmać i zaprowadzić przed namiestnika. Ów skazał go na śmierć krzyżową.
Stracenie wyznaczono na przeddzień święta przaśników. Wespół tracić miano jeszcze dwóch innych złoczyńców; wszystkich trzech prowadzono na pagór skalny, za miastem Jeruzalem, zwany górą Trupiej głowy.
Czas był skwarny, a droga po szorstkiej opoce nader przewlekła i uciążliwa. Złoczyńca przytłoczony brzemieniem dźwiganego krzyża, kroczył powoli, potykając się często lub słaniając z umęczenia, wznosił atoli hardo głowę i prostował się, by go snać nie posądzono, iż lęka się śmierci. Z uśmiechem wzgardy spoglądał na życie, budzące się w świecie całym za nadej-