Strona:Józef Birkenmajer - Łzy Chrystusowe.djvu/69

Ta strona została przepisana.
—   67   —

całą uświadomić, z drugiej zaś strony chcąc przemóc w sobie to niezwykłe i tak z nim sprzeczne uczucie litości i czci dla obcego, a przytem sponiewieranego człowieka... Atoli te uczucia właśnie nad nim przemagały.
Tymczasem, w miarę zbliżania się na miejsce kaźni, wzrastała wśród motłochu wrzawa coraz to większa. Dały się wyróżnić jakby dwa stronnictwa.
Jedni mieli na ustach złorzeczenia i szyderstwa:
— Fałszywy prorok! niedoszły król! cudotwórca! Galilejczyk! Oto ten, co bluźnił pismu i Jehowie! Niech go aniołowie z krzyża zdejmą!
Te i podobne wyzwiska pochodziły przeważnie od uczonych w piśmie i świątników przybytku jerozolimskiego. Podjudzana przez nich hałastra usiłowała rzucić się z zaciśniętemi pięściami na skazańca i jedynie zbrojna postawa straży piłatowej trzymała ich w pewnej odległości.
Natomiast gdzieindziej gromadka białogłów lub dziatwy, niekiedy i mężczyzn, przyklękała na drodze, rozdzierając z żalu szaty lub bijąc się w piersi i wołając:
— Jezusie, synu Boży, zlituj się nad nami!