do tej Antjochji, którą niegdyś ocalił przed gniewem Teodozjusza i uspokoił w ogromnej trwodze... Boleje niewątpliwie głęboko nietyle nad krzywdą, jaka spotkała go niedawno, ile nad tem, że w stolicy owczarnią Pańską rządzić będzie pasterz niepowołany. Jednakże może podświadomie cieszy się z tego, że już wybrnął z mętnego wiru polityki stołecznej i że resztę dni przeżyje w spokoju mniszego żywota.
Ale spokój anachorety widocznie nie był właściwem powołaniem Jana Chryzostoma. Raczej było niem ciągłe apostolstwo, ciągłe bojowanie za przykładem niestrudzonego apostoła Pawła, który i w pismach i w życiu dawał mu tak silną i ustawiczną podnietę. Oto w Konstantynopolu wybuchają niespodziewane klęski. Trzęsienie ziemi, które nawiedziło stolicę, uważane jest przez lud za karę Bożą. Zaczyna się szemranie przeciw Sewerjanowi. Eudoksja, przerażona chorobą dziecka, w pokorze przeprasza Chryzostoma, błaga, by wrócił. Jan, bawiący