i dłuższy czas przepędzać w Polsce… Bolesław, król polski, wielce był umiłował książęcia Emeryka“. W czasie jednej z tych „ucieczek od pokus“ — nie zaś podczas podróży poślubnej, jakby z toku „Powieści“ wnosić można było — zdarzyła się, zdaniem Długosza, św. Emerykowi owa przygoda z jeleniem.
To wprowadzenie głębokiego motywu psychologicznego, jakim jest walka z pokusą, czyni wersję Długoszową o wiele ciekawszą i bardziej intrygującą od konwencjonalnego wątku „Powieści“. Ale i ciąg dalszy fabuły opiera się u Długosza na założeniach znacznie głębszych. Widzenie św. Emeryka wspomina Długosz tylko mimochodem, jako rzecz niezupełnie sprawdzoną: „jako niektórzy wierzą i utrzymują, upomniany widzeniem poprzedniej nocy“… O „angiele“ i jego groźnej przemowie“ niema tu ani słowa: „Mąż święty Emeryk“ jest snadź wrażliwy na piękno przyrody, skoro owo miejsce „z osobliwego położenia… dziwnie sobie upodobał“. Przytem „natchniony duchem Bożym“ ma na względzie i chwałę Chrystusową, „pomnożenie wiary chrześcijańskiej“, zbawienne dusz wspomożenie — między innemi także i dobro duszy swego krewniaka i dobroczyńcy, Bolesława; fundowanie kościoła i ofiarowanie relikwji Krzyża św. ma być w myśl jego zamiaru ekspiacją za grzechy popełniane przed wiekami na onej Łysej Górze. Krótko mówiąc, w tradycji Długoszowej widzimy go istotnie jako „męża świętego“, który motu proprio — dla wzniosłych pobudek i celów — czyni ofiarę z „najdroższego skarbu drzewa Chrystusowego“; natomiast w „Powieści“ jest on raczej lękliwym prostaczkiem, który dopiero na „groźny“ rozkaz anielski, z niechęcią i żalem, drzewo Krzyża św. kościołowi świętokrzyskiemu odstępuje.
Jeszcze jedna różnica. Owo widzenie św. Emeryka, o którem mówi „Powieść“, miało miejsce w zupełnej samotni, gdy Emeryk zabłąkał się w lesie w pogoni za jeleniem i „odłączył się od dworzanów“. U Długosza niema najmniejszej wzmianki o „zabłąkaniu się“, owszem Emeryk przez cały czas owej pogoni za jeleniem znajduje się w towarzystwie Bolesława i wraz z nim dostaje się na szczyt góry, gdzie obaj „poniechawszy rogacza“ (więc sami dali mu spokój, a nie on im znikł z oczu w jakowejś przepaści) „patrzą z podziwem“ na dziką okolicę i wdają się w rozmowę na temat przeszłości i teraźniejszości. Słudzy nie potrzebowali dopiero „szukać pana swego“, skoro Bolesławowi, jak się można ze słów jego domyślać, dobrze były znane mateczniki owej „puszczej“ świętokrzyskiej... „puszczy jodłowej“…
A teraz jakie wnioski wysnujemy z owego porównania dwu tekstów, a raczej dwu wersyj legendy świętokrzyskiej? Stwierdziliśmy przedewszystkiem, że wersja Długoszowa jest staranniejsza w opracowaniu szczegółów, obszerniejsza i bardziej literacka. Zarówno pod względem stylistycznym jak
Strona:Józef Birkenmajer - Legenda łysogórska o Bolesławie Chrobrym.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.