Strona:Józef Birkenmajer - Mój przyjaciel Sań Fu.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.



— Hao-man-da! (dzień dobry). Jak się miewasz, stary przyjacielu?
Chińszczyzna moja była kiepska, ale powitanie szczere.
— Szango! (dobrze) kapitana! — odparł mi gardłowy głos i z za lady wytrysnęła niewidoczna dotąd twarz właściciela sklepu, kształtem i barwą przypominająca dojrzewający pomidor. Po chwili zaś wysunęła się ku mnie bronzowa dłoń, wydobywająca się z szerokiego, granatowego rękawa. Potrząsnąłem serdecznie tą dłonią. Gospodarza to niezwykle wzruszyło, zwłaszcza, że w uścisku tym przygniotłem mu wskazujący palec, który sobie niedawno oparzył przy gotowaniu herbaty i miał obwiązany, co utrudniało mu pisanie rachunków i zawijanie pakunków sklepowych. Stoicki jednak wyznawca Konfutsego nie pokazał po sobie, że go to zabolało, i był jak zawsze wyszukany w grzecznościach dla mnie.
— Kapitana jadł dziś ryż?
Kapitanem jest w ustach Chińczyka każdy Europejczyk, chociażby nigdy wojskowo nie służył, zaś powyższa formuła zapytania rozpoczyna każdą rozmowę salonową i jest taką oznaką dobrego tonu,